Kronika – Chronicle
reż. Josh Trank
Wyst. Dane DeHaan, Alex Russell, Michael B. Jordan
Data premiery (Polska): 3.02.2012r.
Film, który jak większość produkcji komiksowych, przeszedł przez polskie kina bez większego echa. Świat po raz kolejny sie pomylił, bo akurat tę produkcje warto zobaczyć, i to z kilku powodów.
„Kronika” to film opowiedziany w stylu tzw. „found footage”, czyli udawanego dokumentu. Styl ten, spopularyzowany niegdyś przez „Blair Witch Project” czy „Paranormal activity” stał się juz nieco nudny, jednakże pierwszy raz wykorzystano go, by opowiedzieć historię o superbohaterach.
Efekt jest doskonały, ale w moim osobistym odczuciu to co najlepsze w tym filmie nie dzieje się za sprawą rodzaju filmowania, a raczej pomimo tego zastosowanego tricku. Przy czym muszę oddać reżyserowi, że w przeciwieństwie do wielu swoich kolegów dba o to, by fakt kręcenia różnymi kamerami poszczególnych scen przez kolejne postacie miał jakieś w miarę sensowne psychologicznie uzasadnienie w fabule.
Reżyser Joshua Trank (to jego debiut) i scenarzysta Max Landis (syn autora kultowych filmów Johna) prowadzą nas przez historię, która garściami czerpie z komiksowych archetypów, najbardziej jednak inspirując się historiami Petera Parkera oraz mangą „Akira”. Mamy grupę zwykłych nastolatków z różnymi przeżyciami i pozycjami społecznymi, którzy nagle dostają szansę zmiany życia dzięki nowo nabytej supermocy. Efekt taki nie wyszedł w ostatnim „X-men” Matthew Vaughna, za to tu udał się znakomicie – ja naprawdę uwierzyłem w te dzieciaki, ich podniecenie nowymi mocami i to, co postanowili z nimi zrobić. To trochę jak „Breakfast Club” dla nowego pokolenia. Film ma w sobie sporą dawkę autentyczności i w tym przypadku efekt „znalezionej kamery” pomaga nam, widzom uwierzyć w to, co dzieje się na ekranie.
Cała trójka młodych aktorów – Michael B. Jordan jako król popularności Steve, Alex Russell jako umiarkowanie popularny Matt i przede wszystkim przypominający młodego DiCaprio Dane DeHaan jako zahukany Andrew – odwala naprawdę dobrą robotę i mam w zasadzie pewność, że wszyscy trzej jeszcze niejeden raz nas pozytywnie w różnych filmach zaskoczą. Poza aktorami docenić muszę również tempo – przez 80 minut film rzadko mnie nużył, a to co Trank przygotował dla nas w ostatnich 20 minutach naprawdę wgniata w fotel.
Nie czytajcie nic o tym filmie, nie oglądajcie trailerów. Dajcie się zaskoczyć. To jedno z tych filmowych doświadczeń, które naprawdę warto przeżyć „na świeżo”.