Archiwum | Czerwiec, 2012

Oscar Race – nigdy nie jest za wcześnie na spekulacje…

12 Czer

Koko Euro spoko, ale może warto na chwilę oderwać się od piłki i pomyśleć o czymś innym? Niby mamy dopiero połowę roku, a wielkie studia filmowe już kombinują: jak wypromować swoje filmy jako potencjalne Oscarowe hity. Fala trailerów jaka ostatnio nas zalewa pozwala już bukmacherom i ekspertom spekulować, jakie mniej więcej szanse ma dany film na nominacje (na podstawie trailera!). Przyjrzyjmy się więc temu, co już możemy obejrzeć w internecie…

Kto? Tom Hooper („Jak zostać królem”)

Obsada: Crowe, Hathaway, Jackman, Redmayne, Bonham Carter, Baron Cohen,

Potencjalne nominacje: myślę, że jeśli film będzie naprawdę tak dobry, jak się go sprzedaje, to powyżej 10, w tym w najważniejszych kategoriach

Kto? Baz Luhrmann („Moulin Rouge”, „Romeo + Julia”)

Obsada: DiCaprio, Mulligan, Maguire

Potencjalne nominacje: Ciężko ocenić. Ponoć prezentacja na CinemaCon fragmentów filmu w 3D wgniotła ludzi w ziemię. Z Luhrmannem jednak ciężko cokolwiek powiedzieć pewnego, bo może wyjść pięknie, a może też wyjść „Australia” (która też miała wspaniałe trailery)…

Kto? Paul Thomas Anderson („Magnolia”, „Aż poleje się krew”)

Obsada: Philip Seymour Hoffman, Joaquin Phoenix, Amy Adams, Laura Dern

Potencjalne nominacje: PTA jest autorem kilku świetnych filmów, a już ostatni dzięki mistrzowskiej kreacji Day Lewisa był naprawdę niesamowity. Czy jego kolejne minimalistyczne, nawiązujące ponoć do scjentologii (i zapewne boleśnie ją wyszydzające) dzieło powali krytyków? Wydaje mi się, że szanse są spore.

Kto? Quentin Tarantino

Obsada: Foxx, Waltz, DiCaprio, Samuel L. Jackson, Don Johnson

Potencjalne nominacje: Znając akademię, w ostatecznym rozrachunku doceni aktorów, scenariusz i techniczną stronę (kostiumy, montaż) filmu Tarantino. Nie zmienia to faktu, że film od początku zbierze zapewne sporo nominacji, w tym tę najważniejszą – dla najlepszego filmu.

Kto? Woody Allen

Obsada: Allen, Baldwin, Benigni, Cruz,  Eisenberg, Page

Potencjalne nominacje: po sukcesie „O północy w Paryżu” i „Vicki Cristina Barcelona” kolejny film Allena zapowiada, moim zdaniem, fatalny trailer. Czy więc faktycznie okaże się prawdą, że średnio co drugie dzieło Allena w tych czasach daje się oglądać (True story! „Vicki..” poprzedził najgorszy bodaj film mistrza „Sen Kasandry”, a „O północy…” rozlazłe i pozbawione point „Poznasz przystojnego bruneta”)? Zobaczymy już niedługo.

Kto? Robert Zemeckis („Forrest Gump”)

Obsada: Denzel Washington, Don Cheadle, John Goodman

Potencjalne nominacje: Trochę na wiarę zamieszczam w tym zestawie pierwszy nieanimowany film Zemeckisa od 1999 roku (poprzedni  to „Cast Away”). Nawet ten trailer pokazuje film, jaki byłby pewniakiem do Oscarowego wyścigu jakieś 15-20 lat temu. Ale kto wie, może nostalgia akurat zwycięży, a może wróci moda na takie filmy? A może, po prostu, Zemeckis ma w rękach kawałek starego dobrego hollywoodzkiego kina?

Kto? Peter Jackson

Obsada: Martin Freeman, Ian McKellen

Potencjalne nominacje: Ciężko przewidzieć jak Akademia zareaguje na „prequel Władcy Pierścieni”. Gwoździem do trumny filmu może być fakt nakręcenia go z szybkością 48 klatek na sekundę, w opozycji do tradycyjnych 24. Według relacji świadków, którzy widzieli fragmenty filmu wygląda on przez to „jak koreańska telenowela”. Niemniej jednak ostatnia część „Władcy” wciąż utrzymuje rekord otrzymanych statuetek (wespół z „Titaniciem” – po 13 Oscarów), więc błędem byłoby nie doceniać Jacksona.

Kto? Wes Anderson („Royal Tennenbaums”)

Obsada: Murray, Willis, McDormand

Potencjalne nominacje: Na pewno scenariusz, być może ktoś z obsady, może także być reżyseria i film – w zależności od tego, jak mocna będzie stawka pod koniec sezonu.

Kto? Ben Affleck

Obsada: Affleck, Arkin, Goodman

Potencjalne nominacje: Wiem, że wielu z kinomanów-amatorów kojarzy Afflecka głównie jako niezbyt dobrego aktora, niemniej jednak jego świetne kryminały „The Town” i „Gone baby gone” zebrały świetne recenzje i kilka nominacji do Oscara. A tutaj mamy komediodramat, prawdziwą historię i zespół dobrych aktorów – Akademia lubi takie produkcje i warto o tym pamiętać, kiedy już na dobre zacznie się wyścig po złoto.

Mógłbym wymieniać dalej, ale na pierwszy raz chyba wystarczy. Moim zdaniem żaden z pokazanych w Cannes filmów poza wspomnianym wyżej filmem Wesa Andersona  póki co nie przebił się w świadomości krytyków na tyle, by wskoczył do wyścigu. Raczej na pewno warto za to pamiętać o „Lincolnie” Spielberga, „Życiu Pi” Anga Lee  i „Annie Kareninie” Joe Wrighta. Na pewno też będą w zestawie niespodzianki, a na te warto czekać najbardziej…

Long story short 005

7 Czer

W sieci pojawiła się reklama/krótki film promujący (patrząc na zażarte dyskusje na niektórych stronach to ponoć wielka różnica) markę Prada. Za kamerą Roman Polański i jego stała ekipa (Alexandre Desplat, Ronald Harwood itd). Dla mnie klasa – motywy znane z innych filmów Polańskiego (w szczególności „Lokatora”). Przed kamerą wspaniała Helena Bonham-Carter oraz Ben Kingsley. Krótkie, niegłupie, klimatyczne – wywołuje uśmiech na mojej twarzy.

Zakończył się 49 KFPP w Opolu. O tym, czy warto reanimować trupa (lub bardziej obrazowo mówiąc, pudrować zombie) – przy innej okazji. Komercyjnie chyba tak, skoro ogląda to prawie 10% narodu. Artystycznie – przynajmniej w tym roku podjęto pewne próby, co w takim skostniałym molochu jak TVP musiało i tak być nadludzkim wysiłkiem.

Ogółem plusy festiwalu:

1. Radzimir Dębski – jego chyba najbardziej Opole wypromuje w tym roku, i dobrze.

2. Duet Wojciech Mann i Marcin Mann – klasa, niewymuszony luz i siedziało to w tradycji polskiej konferansjerki.

3. Kora, Trójka, Kazik w Opolu – formuła koncertu (znani z anteny Trójki „alternatywni” młodzi śpiewają starych) do dupy, ale plus za możliwość zobaczenia na scenie w Opolu po wielu latach Marka Niedźwieckiego, a Kazika w ogóle pierwszy raz.

4. Nagroda Dziennikarzy dla Ani Rusowicz – piękny kontrast, kiedy chwilę wcześniej Superjedynkę odbierała Sylwia Grzeszczak. To pokazuje jak daleko jednak gust „wybranej grupy” odbiega od masówki, jaką lubią widzowie Opola (3 miliony ludzi!)

Obejrzałem nagrody MTV filmowe i zatęskniłem za czasami, kiedy prowadzili je Lisa Kudrow, Mike Myers czy Sarah Jessica Parker. Oglądając to godne pożałowania show, które kiedyś naprawdę było głosem pokolenia i nagradzało fajnych ludzi za fajne rzeczy, nabrałem przekonania: że Russell Brand jest kompletnie niezdolny do rozśmieszania kogokolwiek i że jednak stare dobre czasy były lepsze (jak na prawie 30-latka przystało!). Miałem tu napisać, że 90 sekund gali, kiedy puścili fragment nowego Batmana, to najlepsze 90 sekund, ale ktoś napisał już to wcześniej. Syf, tandeta i kolejna część „Zmierzchu” (dzięki Bogu w tym roku częściowo wyparta przez dużo lepsze „Igrzyska Śmierci”).

Piąty sezon „Mad Men” jest jednym z najlepszych, a ostatnie dwa odcinki to najlepsze dwie godziny telewizji, jakie widziałem od daaaawna. Polecam, bo dzieje się już bardzo dużo, a przed nami finał. Ciekawe co Matthew Weiner i spółka zafundowali nam na koniec tego roku.

„It’s over. I won.”  – tymi słowami zakończył się czwarty sezon Breaking Bad. Pierwsze osiem odcinków ostatniego już, piątego sezonu tego doskonałego serialu zaczniemy oglądać już w te wakacje. Ja jestem podekscytowany już samym tym plakatem. Tym z was zaś, którzy „Breaking bad” jeszcze nie znają, polecam nadrobić zaległości, choćby oglądając emitowany właśnie o wcale nie tak zabójczej porze w Polsacie pierwszy sezon.

Zakończył się drugi sezon „Gry o Tron”. Czy zima nadeszła? Jeśli dalej twórcy będą w miarę trzymać się książek, to niestety rozczaruję Was, ale na prawdziwe starcie z zimą jeszcze trochę poczekamy. Niemniej jednak sporo się działo w drugim sezonie „Gry o Tron”. Mi wydał się on nawet miejscami zbyt pospieszony, a upraszczając niektóre książkowe wątki twórcy mam wrażenie nazbyt je spłycili i nie pozwolili im się do końca rozwinąć np. rodzinie Greyjoyów. Ale może przerzucą to do następnego sezonu…

Django Unchained – trailer!

7 Czer

Tarantino. Waltz. DiCaprio. Foxx – ręka w górę, kto nie miał mentalnej erekcji oglądając ten trailer. Mistrz remiksowania i ożywiania kina gatunkowego wziął na warsztat western. Ciekawostka – ten pan, któremu przedstawia się Jamie Foxx na końcu to nikt inny jak Franco Nero… czyli Django z kultowego westernu pod tym samym tytułem.

Dziwne zbliżenia – są. Fantastyczne kostiumy – są. Stylowy soundtrack – jest. Piękne ujęcia z krwią chlapiącą na kwiatki – check. Czekam z niecierpliwością tym większą, że mimo światowej premiery w grudniu, film dotrze na polskie ekrany dopiero w lutym (sic!).

Filmy na ringu: Iron Sky vs. This Means War

6 Czer

Wczoraj wolny wieczór spożytkowałem na nadrobienie zaległości filmowych. Najpierw postanowiłem oddać się perwersyjnej przyjemności oglądania nazistów z kosmosu, by potem popatrzeć jak Tom Hardy walczy z Chrisem Pine o Reese Witherspoon.

„Iron Sky” oglądać na poważnie się nie da –  film ma w wielu scenach stylistykę taniego porno skrzyżowanego z horrorem (okrzyknęliśmy taki gatunek „hornolkiem”), i choć w wielu scenach film ma nam dać do myślenia, w jakim świecie żyjemy i czym się zajmują nasi politycy, to jednak pozostaje dość prymitywną rozrywką. Całą różnicę robi jednak fakt, że twórcy wiedzą doskonale, czym nas raczą. Nikt tu nie udaje, że jest inaczej – kiepskie efekty, sceny i teksty rodem z produkcji ze Schwarzeneggerem z lat 80-tych, kilka prztyczków a’la „Naga broń” i dużo nieco zbyt dosłownej, slapstickowej zabawy. Daje się to obejrzeć, ale trzeba mieć odpowiedni nastrój i najlepiej wytłumić sobie zmysły, jeśli wiecie o czym mówię…

„This means war” czyli po polsku „A więc wojna” to już zupełnie inna para kaloszy. Film podpisany przez reżysera McG (tak, on naprawdę tak się podpisuje…) to kolejny odgrzewany kotlet, jakich w Hollywood pełno w ogórkowym sezonie kinowym, jakim w  USA są miesiące pierwszego kwartału roku. Popłuczyny po takich produkcjach jak „Pan i Pani Smith” czy niedoścignione „Prawdziwe Kłamstwa”. Niby wszystko gra – Witherspoon ma wdzięk, Hardy urok osobisty, a Pine wygląd. Jest akcja, wątła fabułka ze ściganiem Tila Schweigera i niezłe efekty. Brakuje jednak… scenariusza i choć odrobiny luzu. Podstawowa różnica, między wyżej opisanym „Iron Sky” a tym badziewiem jest taka, że twórcy „Iron Sky” mieli w sobie wystarczająco dużo autoironii i wiedzieli doskonale co serwują widzom. Tego samego nie mogę powiedzieć niestety o filmie pana McG (sic!).

Wniosek: „Iron Sky” można zobaczyc w gronie znajomych, jako kuriozum. „This Means War” – jedynie na własną odpowiedzialność.

Long story short 004

3 Czer

Nadrabiania zaległości ciąg dalszy…

Madonna zaczęła w Tel Avivie kolejną naznaczoną gigantomanią trasę – MDNA Tour – z którą zawita też do Warszawy. Największą sensacją (obok tego, że śpiewa chyba coraz więcej z playbacku) jest fakt zmiksowania „Express Yourself” z jego nowszą wersją czyli z „Born This Way” Lady Gagi zakończony zaś słowami piosenki z poprzedniej płyty Madonny – „She’s not me/She doesn’t have my name”. Nie wiem jak Was, ale mnie to zwyczajnie żenuje.

Rozpływałem się wczoraj nad Radzimirem Dębskim i zdecydowanie uważam, że to największa sensacja (pozytywna) tegorocznego festiwalu w Opolu. Pełen miks powyżej, a mi już marzy się cała płyta „Jimek: Re-mixed” (Jimek to pseudonim Radzimira  – jakby ktoś nie wiedział). Dzięki jego obróbce nawet przaśne mainstreamowe przeboje brzmią rewelacyjnie. A „Boso” i „Ślepa miłość” powinny natychmiast doczekać się pełnych miksów. Jimku, nie daj nam czekać!

A propos „Ślepej Miłości”  – natchniony wynikiem Fryderyków i oburzony na tyko jedno wyróżnienie dla Julii Marcell zakupiłem płytę Ani Rusowicz „Mój big bit” i… zakochałem się. Od pierwszego przesłuchania. Zarówno piosenki jej mamy jak i nowe przeboje mają w sobie tyle energii i świeżego powiewu, wciąż tak niezbędnego na polskiej scenie muzycznej, że nie umiem się tym nie zakochać. Jak powiedział to ładnie Paweł Sztompke – najważniejsza bigbitowa płyta XXI wieku… Szczerze polecam.

Skończył się „House”  – mnie osobiście ostatni odcinek rozczarował bardzo. To był jeden z gorszych finałów serialu – pospieszony, bez pomysłu, z dużą ilością „zastępczych” rozwiązań (jak np. była żona House’a zamiast Cuddy). Słabo słabo słabo. Czy komuś ten odcinek się w ogóle podobał?

Właśnie się dowiedziałem, że po długiej walce z rakiem płuc zmarła Kathryn Joosten – znana wszystkim jako Karen McCluskey z „Desperate Housewives”  oraz pani Landingham – sekretarka prezydenta z „West Wing”. Aktorka charakterystyczna, laureatka dwóch nagród Emmy, która karierę w Hollywood zaczęła w wieku 57 lat… Ogromna strata – uwielbiałem kreowane przez nią postacie.

I tym smutnym akcentem kończę deszczowo-popołudniowy update.